Recenzja filmu

Masz ci los! (2023)
Mateusz Głowacki
Izabela Kuna
Robert Wabich

Pieniądze to nie wszystko?

Zamknięcie akcji w obrębie doby i zaledwie kilku lokacji brzmi dobrze na papierze, ale wymaga bezbłędnego poprowadzenia scen we wnętrzach, dużych i różnorodnych porcji gagów oraz sycącej oko
Pieniądze to nie wszystko?
Gdybym był złośliwy, powiedziałbym, że kto pójdzie do kina na "Masz ci los!", ten nie wygra losu na loterii. Gdybym był brutalny, dodałbym, że kto szuka dowodów na odrodzenie polskiej komedii, nie znajdzie ich w filmie Mateusza Głowackiego. Po seansach inteligentnie napisanego "Na twoim miejscu" i ekscytujących przygód "Niebezpiecznych dżentelmenów" liczyłem na podtrzymanie dobrej passy. Myliłem się, ale przejdźmy do konkretów. 

Reżyser zaprasza nas do małej miejscowości na Dolnym Śląsku i zapoznaje z Józefem Bednarskim (Mikołaj Grabowski), który całe życia gra w totka bez powodzenia. Kiedy biedaczyna umiera, jego świeżo upieczona narzeczona Leokadia Iwańska (Iwona Bielska) ostatni raz wypełnia kupon i w dniu pogrzebu okazuje się, że trafiła wszystkie numery. Prócz bohaterki dowiadują się o tym dzieci zmarłego wraz z rodzinami. Dla syna Leszka (Rafał Rutkowski), fryzjera ożenionego z pewną siebie Dorotą (Sonia Bohosiewicz), pieniądze mogą oznaczać wyjście z roli pantoflarza. Córce Halinie (Izabela Kuna), pracującej w mięsnym żonie wicewójta Krzyśka (Robert Wabich), przejęcie fortuny daje nadzieję na ekonomiczny awans. W zaistniałej sytuacji o wygranej myślą też nastoletnie dzieci obu par, wyszczekana Ola (Wiktoria Kruszczyńska) i głupawy Przemek (Michał Sikorski). Zakusy na pokaźną sumę zacznie robić też dwulicowy ksiądz (Marian Dziędziel) i pojawiający się znikąd Adam (Piotr Głowacki), wyrodny syn Józefa. Problem jest jeden: wypełniony kupon Iwańska schowała w marynarce nieboszczyka i za żadne skarby nie chce się zgodzić na odkopanie trumny. Chciwość krewnych Bednarskiego nie zna jednak granic i wszyscy zaryzykują walkę o pełną pulę.


Nawet jeśli Głowacki (współautor "Planety Singli. Ośmiu historii") ma ambicję, żeby przykładać krzywe zwierciadło do naszej prowincjonalnej rzeczywistości, na nic się to zdaje. Reżyser tapla się w stereotypach, kliszach i konfliktach, które znamy z autopsji lub z innych, mało wyrafinowanych komedii i nie potrafi przekuć ich w angażującą, zabawną opowieść. W domyśle "Masz ci los!" pretenduje do miana czarnej komedii, w końcu rozgrywa się w dniu pogrzebu, jednak widz pośmieje się tyle, co na pierwszej lepszej stypie. Ze wzruszeniem ramion słucha się bowiem przestrzelonych dialogów, trudno wytłumaczyć fatalny timing, z jakim aktorzy podają żarty, trzeba masy dobrej woli, by ulec pokusie i bawić się na obiadku z wiecznie skłóconą Polską miejską (czytaj: liberalną) i wiejską (czytaj: konserwatywną). Kuleją też postacie, którym bliżej do jednowymiarowych karykatur niż pełnokrwistych typów ludzkich. Już obie rodziny zostają zarysowane tak grubą kreską, byśmy przypadkiem nie pomylili, która przybyła z Bydgoszczy, a która z mikroskopijnej miejscowości. 

Bliscy Leszka, ci "postępowi i nowocześni", dawno odeszli od Kościoła, ograniczają spożycie produktów odzwierzęcych i dbają o planetę. Halina, jej mąż i syn śpiewają zaś religijne pieśni bez wstydu, nie przejmują się zmianami klimatu oraz podtrzymują w domu tradycyjny podział ról. Weźmy jeszcze pod lupę konkretne osoby. Leszek, zdominowany przez żonę facet, wreszcie powie "dość!" i spróbuje zgarnąć coś tylko dla siebie. Dorota pod maską dumy i wyniosłości skrywa oczywiście liczne kompleksy i lęk przed odrzuceniem. Krzysiek to wzorcowy przykład nadużywającego alkoholu, fantazjującego o zdradzie i pyszniącego się swoimi sukcesami wiejskiego urzędasa. Halina okazuje się pobożną szarą myszką, Iwańska bardzo pobożną gospodynią, a Adam tylko udaje nawróconego i uduchowionego syna marnotrawnego. Nic nie wspomniałem o księdzu, ale chyba nie zdziwi Was, że zamiast myśleć o lokalnej parafii i losie potrzebujących, marzy o wygodnej emeryturze nad oceanem. Pierwszoplanowi bohaterowie zyskali jakieś charakterystyczne rysy i motywacje (chciwość ponad wszystko!), gorzej z nastoletnimi pociechami oraz zupełnie zbędnymi postaciami strażaka i jego zrozpaczonej żony. Reżyser niby rozpisuje komedię na wiele głosów, ale część z nich pozostaje ledwie słyszalna lub absolutnie nikogo nie obejdzie, ulatując w pustkę.


Na palcach jednej ręki można zresztą policzyć udane i oryginalne pomysły twórców. Szarpanina w slow motion do dźwięków organowej muzyki, motyw spadającego krzyża czy wątek zdjęcia Bednarskiego z Karolem Wojtyłą nie wystarczą jednak za paliwo dla prawie półtoragodzinnego filmu. Zamknięcie akcji w obrębie doby i zaledwie kilku lokacji brzmi dobrze na papierze, ale wymaga bezbłędnego poprowadzenia scen we wnętrzach, dużych i różnorodnych porcji gagów oraz sycącej oko scenografii. Tymczasem świat przedstawiony w "Masz ci los!", choć istnieje w konkretnej przestrzeni i kontekstach, wygląda niezwykle sztucznie. Począwszy od domostwa Bednarskiego przez urząd notarialny aż po budynek kolektury. Obnażanie bylejakości i kiczu pewnych miejsc to jedno, czym innym wydaje się podsuwanie nam spreparowanych i przypominających kartonowe makiety dekoracji. Zwłaszcza w zestawieniu z tanim, niecelnym i latającym nisko humorem.

W całym tym komediowym zamieszaniu, niechybnie zmierzającym do skrytykowania narodowych wad i społecznej hipokryzji, giną naprawdę utalentowani aktorzy. Nie pierwszy (i nie ostatni) raz boleśnie przekonujemy się, że obecność dużych nazwisk na plakacie nie gwarantuje rozrywki na wysokim poziomie. Marnego scenariusza i wtórnej fabuły nie zamienią w złoto nawet Marian Dziędziel, Piotr Głowacki i Izabela Kuna. Podkreślę jednak, że artyści poprawnie wywiązują się ze swoich zadań i dzielnie ratują, co się da. Być może najbardziej nieoczywistą rolę gra tu wspomniany Głowacki, którego najpierw spotykamy w obskurnym barze jako przegranego frustrata, a potem w rodzinnym domu jako oświeconego, quasi-buddyjskiego guru. Sporo energii i charyzmy wlał również w swą postać Dziędziel, doskonale czujący konwencję i portretujący zakłamanego, starego księdza bez jednego zbędnego gestu. Wyszukiwanie na siłę atutów "Masz ci los!" zakrawa jednak na ponury absurd, więc pora zakończyć tę połajankę. Reżyser zadedykował film dziadkowi, którego ekranowym odpowiednikiem stał się Bednarski i niech ten ładny gest przyćmi całą resztę. Inaczej, doprawdy trudno bronić jego autorskich wyborów i nie żałować znakomitej obsady.     
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones